Start kariery » Lifestyle » Minimalizm: do życia potrzeba niewiele – WYWIAD
Lifestyle

Minimalizm: do życia potrzeba niewiele – WYWIAD

anna mularczykZ Anną Mularczyk-Meyer,  blogerką i autorką książki  „Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym”   rozmawiamy o idei minimalizmu.

Proszę przybliżyć nam ideę minimalizmu. Kojarzy mi się zwyrzeczeniami i z życiem mnicha buddyjskiego. Czy słusznie?

Bardzo niesłusznie. Nie jest życiem w ascezie ani zmuszaniem się do wyrzeczeń. Minimalizm to rezygnacja z wszelkiego nadmiaru, znalezienie idealnej miary. Umiłowanie prostoty, porządku, umiaru i piękna. Odrzucanie tego, co niepotrzebne.

Mnisi buddyjscy (i zakonnicy w ogóle) poświęcają swoje życie studiowaniu prawd wiary, modlitwie i nauczaniu, rezygnują więc z gromadzenia dóbr materialnych, aby nie oddalały ich one od podjętych zadań. Jednak inni ludzie, którzy nie mają takich celów, nie mają powodów do życia w ascezie. Posiadają za to inne potrzeby, związane z zapewnieniem bytu rodzinie, wychowywaniem dzieci, pracą zawodową, rozwojem osobistym. Rezygnacja z posiadania nie wchodzi więc w grę, bo uniemożliwiłaby realizację tych celów. Ale nie o to w minimalizmie chodzi. Wprawdzie często tak bywa prezentowany, lecz jest to powierzchowny obraz, niewiele mający wspólnego z prawdą. Istotą minimalizmu jest nie samo posiadanie lub nieposiadanie, lecz zrewidowanie podejścia do spraw materialnych i nabranie dystansu do swoich pragnień, wszelkiego rodzaju, nie tylko tych związanych z rzeczami. Zrozumienie, że przedmioty są i powinny być tylko narzędziami, nie celem samym w sobie. Gdy tak się je traktuje, szkoda człowiekowi marnować pieniądze, energię i czas na gromadzenie takich rzeczy, które nie są naprawdę przydatne, więc w konsekwencji zwykle posiada mniej. Bardzo istotne jest też, by naprawdę dobrze poznać siebie, bo wtedy można odpowiednio do swoich potrzeb dobierać wspomniane narzędzia i kierować się rzeczywistym zapotrzebowaniem, nie poddając się manipulacjom specjalistów ds. marketingu.

Czy we współczesnym konsumpcyjnym świecie minimalizm ma sens?Przecież im więcej kupujemy tym, bardziej rośnie PKB czyli nasz wspólnydobrobyt.

Myślę, że ma bardzo wiele sensu. Ten model konsumpcji, który lansuje się obecnie, moim zdaniem na dłuższą metę i tak jest nie do utrzymania. Bazuje na sztucznie kreowanych zachciankach, nie na prawdziwych potrzebach. To nie jest model zrównoważony. Opiera się na podejściu ilościowym. Im więcej tym lepiej. O jakości i trwałości nikt już nawet nie mówi ani jej nie oczekuje, po pierwsze dlatego, że one kosztują, a najważniejszym kryterium dla większości konsumentów jest przecież cena, jak najniższa. Po drugie trwałość nas, konsumentów, obecnie męczy, ponieważ szybko się nudzimy i potrzebujemy ciągłych zmian i nowości. Szybkie zużywanie się dóbr jest pretekstem do ciągłego sięgania po nowe. Aby móc ciągle nabywać nowe dobra czy usługi musimy zarabiać coraz więcej. Jeśli nie jesteśmy już w stanie zarabiać więcej albo chcemy przyspieszyć proces konsumpcji, proponuje się nam rozmaite formy wydawania pieniędzy, których jeszcze nie mamy, takie jak pożyczki czy karty kredytowe. A jeśli zaczniemy z nich korzystać i uzależnimy się od nich, zawsze jest opcja kredytu konsolidacyjnego. I dożywotniego uzależnienia się od banku. System, który opiera się na doprowadzaniu do nadmiernej eksploatacji zarówno nas, konsumentów (naszych sił życiowych), jak i samej planety, moim zdaniem nie zasługuje na poparcie.

Czyli z konsumpcjonizmu nic dobrego nie wynika?

Trudno mi uwierzyć, że taki model faktycznie prowadzi do naszego wspólnego dobrobytu, jak Pan to ujął. Zresztą dobrobyt dla wszystkich to mrzonka, a w obecnej sytuacji ta sztucznie podsycana hiperkonsumpcja prowadzi do bogactwa tylko jakieś garstki ludzi, ale na pewno nie tych, którzy większość przedmiotów tej konsumpcji wytwarza. Zamiast lansowania idei dobrobytu dla wszystkich wolałabym ideę godnego życia dla każdego, niekoniecznie bogatego. 

W Pańskim pytaniu widzę jeszcze jeden stereotyp, mianowicie przekonanie, że minimalizm prowadzi do rezygnacji z konsumpcji i kupowania. Tak, jakby jego zwolennicy nie musieli jeść, pić, ogrzewać domów, a ich dzieci nie potrzebowały zabawek i książek do nauki. My rezygnujemy z nadmiaru, a nie z zaspokajania rzeczywistych potrzeb w zrównoważony sposób. Szukamy jakości i trwałości, o których wspomniałam. Odrzucamy tandetę i byle jakie jednorazowe gadżety. To bywa trudne, właśnie dlatego, że jakość nie jest już powszechnie cenioną cechą.

Minimaliści kupują więc rozważniej niż inni…

Minimalista jest dość wymagającym konsumentem i trudnym z punktu widzenia marketingowca. Bo wie, czego potrzebuje, a co gorsza, czego nie potrzebuje i nie tak łatwo go skłonić do wydawania pieniędzy. Przede wszystkim dlatego, że zdaje sobie sprawę z zależności pomiędzy pieniądzem a czasem i siłami koniecznymi do jego zarobienia. Nie chce wymieniać czasu swojego życia na tandetne i zbędne produkty. Dlatego może i jest jakimś zagrożeniem dla gospodarki w jej obecnym kształcie.

Jednak chciałabym żyć w świecie, w którym panowałyby inne zasady. Gdzie najważniejszym kryterium decyzji zakupowych byłaby znowu przydatność i jakość. W którym rzeczy w miarę zużywania się można by naprawiać, a nie byłyby przy byle usterce wymieniane na nowe. Gdzie firma, która nie przestrzega praw człowieka w swoich zakładach, nie wynagradza godziwie pracowników albo produkuje chłam, byłaby skazana na ostracyzm, bojkot konsumencki i bankructwo. Czyli w takim świecie, gdzie gospodarka opiera się na wartościach, na szacunku dla obu końców łańcucha produkcji, dla wytwarzającego i dla konsumenta, a nie na chciwości i żądzy zysku. Gdzie zachęcano by do oszczędności i zrównoważonej konsumpcji, a nie do beztroskiego marnotrawstwa. Chciałabym jako konsumentka czuć się szanowanym i ważnym ogniwem łańcucha obiegu dóbr, a nie eksploatowaną dojną krową, którą pogania się nieustannie, by dawała z siebie więcej, bo system tego potrzebuje.

Ile rzeczy jest tak naprawdę potrzebne do życia? Z czego możemy zrezygnować?

Naprawdę do życia potrzebne jest niewiele. Powietrze, woda, jedzenie, ubranie, schronienie. I o tym dobrze jest pamiętać. Na co dzień często o tym się zapomina, jak niewiele człowiek potrzebuje do przeżycia. I właściwie można by zrezygnować z całej reszty, gdyby chodziło tylko o samo przetrwanie. Wszystko ponad to minimum jest opcjonalne.

Chodził Pan kiedyś po górach? Podczas górskiej wędrówki najłatwiej to sobie uświadomić. Tam człowiek nie zastanawia się nad tym, w jakim kolorze jest jego lodówka ani nie duma nad rozmiarami telewizora. Liczy się tylko dotarcie cało z powrotem do schroniska, ważne jest, by nie zabrakło jedzenia, a przede wszystkim wody. By było ciepło i sucho. Żeby się nie poślizgnąć, nie złamać nogi czy nie spaść w przepaść. I chłonie się całym sobą piękno krajobrazu, bliskość potęgi natury. Wtedy czuje się, jak nieistotne jest wszystko to, co nie związane z przeżyciem.

Nie o to chodzi, by na co dzień ograniczać się tylko do egzystencjalnego minimum, bo to prowadziłoby do wspomnianej na początku naszej rozmowy ascezy. Jednak jeśli ma się świadomość tego, jak mało wystarczyłoby do życia, łatwiej zadbać o właściwe proporcje. O to, by nie stawiać sobie posiadania za cel. Nauczyć się być szczęśliwym bez względu na to, ile się ma, dużo czy mało.

Co nam daje minimalistyczne podejście do życia? Więcej wolności?

Wolność jest w nas, nie jest zależna od przedmiotów czy ich braku. Minimalizm jest praktycznym narzędziem, dzięki któremu można lepiej poznać siebie, wprowadzić porządek w swojej przestrzeni, osobistej i materialnej. Cieszyć się życiem, nie martwić o przyszłość, nie obciążać przeszłością. Daje spokój, równowagę. Ale nie jest jakąś ideą przewodnią, nie jest celem, tylko drogą. Wybierając tę ścieżkę, prędzej czy później trzeba sobie odpowiedzieć na ważne pytania. Takie jak: kim jestem, jak sobie wyobrażam swoje życie, czym chcę je wypełnić, czy to, co robię teraz, jest związane z wartościami, które są dla mnie istotne, a może mnie od nich odcina?


Przekonała mnie Pani. Od czego najlepiej zacząć rewolucję w swoim życiu?

Nie namawiam do nikogo do rewolucji ani do „nawracania się” na minimalizm. Bardzo cenię sobie prostotę na każdym kroku, ale nie mogę oczekiwać, że inni też się nią zachwycą. Jedyne, co mogę robić, to opowiadać o tym, dlaczego takie podejście może być przydatne, a może ktoś będzie chciał sam się o tym przekonać. Jeśli tak, warto zacząć od wyeliminowania chaosu i pośpiechu. Stopniowo, najpierw małymi krokami. Rozejrzeć się wokół w poszukiwaniu nadmiaru i pozbyć się go, a jednocześnie nauczyć się do niego z powrotem nie dopuszczać. Brzmi całkiem łatwo, ale to proces, który może wymagać czasu i wysiłku. Ale za to daje mnóstwo radości.

 

anna-mularczyk-meyer-minimalizm-po-polsku.-czyli-jak-uczynić-życie-prostszymAnna Mularczyk – Meyer to tłumaczka, blogerka i przewodniczka urodzona w 1974 roku w Zakopanem. Od lat związana z Krakowem. W wykształcenia jest iberystką, ale tłumaczy również z języka francuskiego, czy też hiszpańskiego. Dorywczo zajmuje się oprowadzaniem hiszpańskojęzycznych turystów po Krakowie. W 2010 roku zaczęła pisać prosty blog, dzieląc się z czytelnikami uwagami na temat minimalizmu i upraszczania życia, a także poznawania siebie i swoich potrzeb. W 2014 roku wydała ksiażkę „Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym”

Dodaj komentarz

Kliknij, by dodać komentarz